Jak się jest fanem Transformerów, to jakoś tak ciężko, żeby dzieci nie były. Starszy junior bale przebierańców w przedszkolu już zaliczył, stroje zostały. W zeszły czwartek, moja pociecha budzi mnie z rana z tekstem "wstawaj mamo, będziesz Megatronem." Wakacje... Jak dzień wcześniej nie pozwolisz dziecku zjeść na kolację ciastek, to nie ma bata - Optimusem nie będziesz. Ale spoko, maska Megatrona nie dość że sama z siebie gada (często niekontrolowanie, bo coś się popsuło) to jeszcze modulator głosu ma, fajna, mogę być Megatronem. Szybka kawa, jakaś bułka i jazda do zabawy. Akcja się rozkręca, a tu dzwonek do drzwi. Człapię, otwieram, mówię kulturalnie "Dzień dobry", w tym momencie maska dodaje od siebie "decepticons..." Za drzwiami "mój" kurier:
- Dzień dobry, paczkę odebrać przyjechałem.
- Już przynoszę. - odpowiadam nieswoim głosem.
Ściągam maskę, która jeszcze raz dodaje "decepticons..." i idę po paczkę i papiery, wracam, a facet do mnie:
- Dużo rzeczy w życiu widziałem, ale Megatrona w piżamie z Kłapouchym, to pierwszy raz...
I na tym mogła by się sprawa zakończyć, ale się nie kończy. Dziś siedzę z koleżanką, dzieciaki o dziwo cicho się bawią. Niestety fizjologia o swoje prawa domaga się czy goście są, czy nie, poszłam. Chwilę później dzwonek do drzwi. To jakaś magiczna strefa, ilekroć zamknę dzwi od środka dzwoni telefon, domofon, dzwonek do drzwi, albo dzieci coś chcą. Proszę koleżankę, żeby otworzyła, otwiera i słyszę "mojego" kuriera:
- Dzień dobry, mam paczkę dla samego Megatrona...